Czytając artykuły oraz komentarze w mediach i patrząc na to, co się działo w przestrzeni informacyjnej w reakcji na zamach terrorystyczny na zaporze Kachowskiej, stwierdziłem, że ten tekst jest konieczny i niezbędny. Poczekałem tydzień, aż emocje opadną i wszystko się trochę uspokoi, żeby móc na spokojnie przeanalizować i zbadać.
No i więc…
Jeśli myślicie, że jesteście w Polsce w pokoju i spokoju, a wojna trwa gdzieś daleko, to nie macie racji. Działania wojenne rzeczywiście odbywają się za setki kilometrów, front jest daleko, ale wojna trwa już tutaj i Państwo biorą w niej bezpośredni udział. Już dużo było rozmów o dezinformacji, wojnie informacyjnej, fake newsach, ale teraz mamy taki przykład, od którego, nawet jak wam będzie się bardzo chciało, to się nie schowacie. Od kilku dni trwa najbardziej precyzyjna, przemyślana i potężna operacja informacyjna, której jeszcze nie było, więc bardzo polecam przeczytać ten artykuł do końca.
Idealnie sporządzona, przygotowana i uruchomiona akurat w potrzebny moment, za pomocą wszystkich dostępnych zasobów operacja, w której wysadzenie zapory było nie skutkiem, lecz instrumentem do uruchomienia czegoś o wiele większego. Po wybuchu tamy, Rosjanie próbowali zmienić opinię całego świata, że Rosjanie w stu procentach są agresorem, do opinii takiej, że „prawdy się nie dowiemy”, oraz „nie możemy stwierdzić na pewno, kto wysadził zaporę”. Zasiać zwątpienie w tym, co się stało i tym samym podważyć wszystko, co było i będzie mówiono w kontekście wojny z Ukrainą, i zamienić to w bagno wątpienia, fake newsów i ściem.
Zacznijmy od początku.
W nocy z 5 na 6 czerwca, o 2.50 został zniszczony zapór na Kachowskim zbiorniku wody. W pierwsze godziny po zdarzeniu prawie nie było o tym informacji, bo wydawało się to niewiarygodne, mimo że rozmowy, prognozy i symulacje tego były tworzone już od roku, w momencie, kiedy Rosjanie zajęli ten obiekt. Pierwsze wiadomości o zniszczeniu zapory pojawiły się w rosyjskich mediach i od samo zwanych rosyjskich urzędników i lokalnych kolaborantów. Dotyczyły one przede wszystkim tego, że… nic się nie stało.
Mimo, że rozmowy o tym były toczone cały czas, a wywiad ukraiński potwierdzał zaminowanie tamy, uwierzyć w fakt, że to się stało, było ciężko, gdyż nie jest to szeregowa sytuacja. Ostrzały rakietowe i wiadomości o śmierciach znajomych już są przykrą, ale codziennością, natomiast coś takiego już całkowicie wybija z rytmu, dlatego takim wiadomościom zawsze towarzyszą wiele emocji, a one nam teraz prędzej zaszkodzą, niż pomogą.
Od momentu publikacji pierwszego filmiku koło 5 rano, wszyscy zrozumieli, że sprawdziły się najgorsze ze wszystkich możliwych prognoz i tama jest wyburzona w całości. Eksperci i blogerzy od razu przypomnieli o prognozach szwedzkich naukowców dotyczących możliwego zniszczenia zapory, które były bardzo pesymistyczne. W ukraińskim segmencie internetu wątpliwości o sprawcach tego zamachu nie było. Zrobili to Rosjanie, ponieważ to właśnie oni kontrolowali zaporę i Nową Kachowkę, oni zaminowali ją i to oni bronili ten rejon. Ale ta pewność Ukraińców, jak się okazało, nie była oczywista dla wszystkich, a szczególnie dla państw zachodnich. Czemu tak się stało? A może rzeczywiście, nie wszystko jest tak jednoznaczne?
Postaram się krótko. Zamach ten został skutecznie przygotowany, zaplanowany i wraz po nim zaczęła się masowa akcja informacyjna, mająca na celu tak namieszać karty w przestrzeni medialnej, że człowiek, który nie pilnuje wiadomości na co dzień i znajduje się poza kontekstem, kompletnie nie będzie wiedział, o co chodzi i jak to się wydarzyło.
Zarówno jak w przypadku zestrzelenia Boeinga MH17 w 2014 roku, Rosjanie zaczęli od najróżniejszych wersji. Na początku, jak już wspomniałem, nic się nie stało. O 5.27 TASS (oficjalne państwowe medium Rosji) podało cytat tak zwanego przewodniczącego urzędu miasta Leontiewa „wszystko cicho i spokojnie, w ogóle nic się nie dzieje” . Czyli po 2,5 godzinach od zniszczenia tamy.
Po niecałych 20 minutach TASS pisze, że zapora jest jednak zniszczona, ale żadnego ostrzału nie było, więc tama zniszczyła się sama z siebie. Opadła jedna podpórka i wszystko się zawaliło.
Po 7 minutach TASS, przekazując słowa tego samego, co pół godziny temu, Leontiewa, poinformowało, że w nocy odbył się zmasowany atak na tamę, co doprowadziło ją do zniszczenia. Ewidentnie, coś się zmieniło w ciągu niecałej godziny.
Po niecałej godzinie TASS opublikowało wiadomość, że najprawdopodobniej, tama została zniszczona przez siły zbrojne Ukrainy za pomocą wyrzutni rakietowej „Olcha” i zniszczona została niejedna podpórka, tylko 11 z 28 bramek zapory.
Jak to się stało, że dźwięk eksplozji kilku rakiet z głowicą wybuchową wagą o 250 kg (w maksymalnym wyposażeniu tego typu rakiet) został niezauważony i wszystko było cicho? TASS o tym nie poinformował.
W ciągu pierwszych dwóch godzin więcej oficjalnych komunikatów i wersji nie było, ale i tak nie były potrzebne, ponieważ już wtedy w zachodnich media zaczęły pojawiać się pierwsze wiadomości o wydarzeniu, i na to zwrócimy szczególną uwagę. Dla przykładu wybrałem przede wszystkim polskie, kilka czeskich i amerykańskich mediów, a w szczególności ich strony na Facebooku, ponieważ tam jest możliwość umieszczania komentarzy, a wiele ludzi dowiaduje się o wiadomościach właśnie z Facebooka.
Do przykładu brałem strony TVP, TVN 24, Polsat News, CNN, i parę czeskich portali.
Pod każdą z tych wiadomości (dotyczy to pierwszego powiadomienia, czy każdego następnego), w ciągu godziny po publikacji w komentarzach pojawiała się analityka, która na kilka różnych sposobów udowadniała to, że katastrofa ta spowodowana jest atakiem Ukrainy. I niech was nie dziwi, że Michał wie, gdzie były umieszczone linie obrony Rosji, magazyny broni i pola minowe na lewym (wschodnim) brzegu Dniepru, Ryszard ma analizę wniosków badań amerykańskiego wywiadu o zamiarach Rosjan wysadzić tamę, a Pan Richard do dnia wie, kiedy i jak Rosjanie wycofali się z Nowej Kachowki (nie), i że od tych czasów zapora była w rękach sił ukraińskich (też nie). Różni komentatorzy również wielokrotnie wspominali i robili analogię z Nord Stream 2, który według propagandy rosyjskiej też został zniszczony przez Ukraińców. I to są komentarze tylko z postu na stronie TVP Info. Na załączonych zdjęciach są zebrane komentarze od pustych fejkowych kont pod pierwszymi dwoma wiadomościami.
TVN24 wita nas komentarzami, na przykład od Pani Mileny, która dobrze wie, że to wszystko jest sprawą rąk CIPSO (rosyjski skrót językowy — nazwa jednostki Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, zajmującej się działaniami informacyjnymi). Albo od Pana Roberta, który wie, że to główny zbiornik wody do Krymu, więc wysadzenie tej tamy jest maksymalnie opłacalne dla Ukraińców, bo przecież nie dać wody do Krymu to główny cel Ukrainy, i nie ważne, że do lutego 2022 roku i tak jej tam nie sprowadzali. Pan Michał z kolei już zna plany ukraińskiej kontrofensywy, dlatego słusznie zauważył, że to nie mogli być Rosjanie, ponieważ oni wcale nie byli w obronie, a planowali zaatakować zachodni brzeg przez Dniepr, więc w taki sposób Ukraina się obroniła.
Wybrałem dosłownie kilka komentarzy spod każdego posta. Możecie tam pójść, zobaczyć i poczytać resztę, a jednocześnie upewnić się, że wszystkie te wspomniane przeze mnie strony, jak i większość niewspomnianych, są pustymi fejkowymi kontami z kilkoma zdjęciami. Nie wierzcie mi, idźcie i sprawdźcie.
Tutaj nie chodzi o to, że siedzi całe biuro troli i czeka na takie wiadomości, żeby je jak najszybciej skomentować. Nie. To działa dużo prościej. Po prostu leci automatyczne wyszukiwanie po słowach, na przykład „tama”, „zapora”, „Kachowka” i td, a oni przychodzą już pod udostępniony publicznie post, nieważne kto i gdzie go udostępnił.
Przykład. Po wysadzeniu zapory udostępniłem na jednej firmowej stronie na Facebooku, która ma ciut ponad 300 obserwatorów, post o tym, że długo współpracowaliśmy z fabryką z Kachowki i że składamy hołd ofiarom i tak dalej. Nie wiedziałem, że będę mógł wykorzystać ten post jako przykład w tym artykule, ale się myliłem. Po 15 minutach w komentarzu już był jeden ekspert z literówką w imieniu.
Jego strona to same udostępnienia i nie ma ani informacji o nim, ani jego zdjęć. Standardowo. Za parę minut pojawiły się kolejne. Jak mogliście się domyślić, nie był on obserwatorem naszej strony, wręcz zadziałało tutaj wyszukiwanie według słów kluczowych. Na ilu jeszcze małych firmowych lub prywatnych stronach pastwili się podobni „eksperci”, zostaje tylko domyślać się, skoro sięgnęli aż po naszą małą i prawie niewidoczną stronę. Powiem tylko, że zasięgi takiej pracy są ogromne i każdy aktywny użytkownik mediów społecznościowych do tych zasięgów trafia.
Komentarze, to nie wszystko. Śmiejąca się emotka pod wiadomością o katastrofie tworzy wrażenie nawet na tych ludzi, którzy nie czytają nic pod postem, tylko swajpują sobie dalej, ale, emotka na pamięci się odbija. Śmiejąca się emotka jest potężną bronią w ręku troli i uwierzcie, że bardzo dobrze ją opanowali.
To były pierwsze komentarze pod tymi postami, żeby każdy, kto zobaczy ten artykuł, już nie miał wątpliwości w tym, że media kłamią, a wszyscy dookoła wiedzą prawdę, bo się znają i mają dużo różnych argumentów na każdy gust. Mało kto łazi po stronach komentatorów i sprawdza ich wiarygodność, więc pod takimi fejkowymi komentarzami nie brakuje reakcji realnych ludzi. Na czeskich portalach (zdjęcie 9), jak i na anglojęzycznych dzieje się dokładnie to samo. We własnym zakresie możecie również sprawdzić niemiecko- i francuskojęzyczne strony portali. Ja ich przeglądałem, ale ani screenów, ani opisów nie robiłem. Będziecie mieli zadanie domowe.
I to jest dopiero początek tej akcji. Nazwijmy to przygotowaniem podłoża. Od razu po wybuchu zaczęły się oficjalne, ale nie skonkretyzowane wypowiedzi rosyjskich urzędników, przede wszystkim rzecznika Putina Dmitrija Pieskowa o tym, że Rosja potępia wszelkie oskarżenia o dotyczności Rosji do wysadzenia tamy, natomiast bezpośrednio oskarżył o to władzy kijowskie. I wydawałoby się, co z tego, że Pieskow kogoś oskarżył i coś zaprzeczył? On zaprzeczał atak na Ukrainę, zaprzeczał zestrzelenie Boeinga, zaprzeczał rzeź w Buczy i oskarżał Ukrainę o każde z tych przestępstw. Ale.
Ale jego słowa zostały bardzo mocno rozdmuchane w świecie przez media jako wypowiedź „drugiej strony” tak, niby chodzi o jakiś zwykły międzynarodowy spór. Tak niby wcześniej każde słowo Pieskowa nie okazywało się kłamstwem i próbami ukrycia rosyjskich zbrodni wojennych. Po prostu druga strona, bo przecież każde słowo ma prawo bytu. Właśnie pod takimi tytułami zostały opublikowane artykuły, na przykład, w New York Times. Na przykład. Nie jest to jedyny portal, gdzie „obydwie strony oskarżają w wybuchu siebie nawzajem”, możecie sprawdzić, co od rana 6.06 pisało się w Stanach. Tak samo zareagowała, na przykład, oficjalna strona ONZ. Nikt nic nie zrobił, po prostu się stało, i jesteśmy tym bardzo zaniepokojeni. Oczywiście zareagowali nie od razu. Od razu po zamachu oni obchodzili międzynarodowy dzień języka rosyjskiego, co wywołało prawdziwą burzę w ukraińskim segmencie internetu, ale mniejsza z tym, interesują nas inne tematy.
Przez tę niejednoznaczność, to wydarzenie, które bez przesady można nazwać największą katastrofą ekologiczną w Europie ostatnich lat, została pominięta uwagą przez największe organizacje zajmujące się obroną natury, takie jak GreenPeace, WWF i inne. Nic się nie stało, bronimy naturę gdzie indziej.
I to był drugi krok. Rozmycie odpowiedzialności w mediach i konstatacja wydarzenia beż zaznaczenia powodów w pierwszą dobę, kiedy interes jest największy. Działały przy tym prorosyjskie lobby w zachodnich mediach i rosyjska „opozycja” za granicą (zdjęcie niżej), oficjalna zewnętrzna rosyjska propaganda, prorosyjscy blogerzy i liderzy opinii powiązane z Rosją poglądami lub pieniędzmi. Głównie pieniędzmi. I najważniejsze jest to, że celem tego kroku nie było przekonać świat w tym, że sprawcami tego zamachu są Ukraińcy. Celem było udowodnić to, że sytuacja jest niejasna, wszystko nie jest tak jednoznaczne, nie wiemy całej prawdy i ogólnie rzecz biorąc, stało się, to się stało, nieważne kto to zrobił. I ten cel został zrealizowany w większej skali, ponieważ w momencie największego rezonansu i emocji, czyli w pierwsze 24 godziny po wydarzeniu, właśnie ta „niejednoznaczność” panowała w światowym polu informacyjnym. Możecie powiedzieć, że no okej, może w Stanach, lub w jakimś innym kraju rzeczywiście było za mało informacji i wszyscy potrzebowali czasu, żeby dojść do jakichś poważnych wniosków. Może, ale nie. Niestety.
Nie wolno oceniać żadnego wydarzenia historycznego, wyrywając go z kontekstu. To podstawa i nie wolno o niej zapominać. Nic się nie dzieje tak po prostu, wszystko się skądś bierze i do czegoś dąży. Sytuacje pozbawione kontekstu oczywiście się zdarzają, natomiast są one wyjątkiem, nie regułą. W przypadku zapory kachowskiej kontekst wydarzeń jest niezbędnym narzędziem. W jakich okolicznościach to się wydarzyło? Zacznijmy od zewnętrznego koła okoliczności, powoli dążąc do coraz bardziej zbliżonych w czasie.
- Do wybuchu doszło w trakcie rozwiązanej przez Rosję wojny na terenie Ukrainy. Przed rozpoczęciem inwazji do takich sytuacji nigdy nie dochodziło i nic nie wskazywało na to, że mogą się wydarzyć.
- Od samego początku masowej inwazji władze ukraińskie deklarowały zamiar na odzyskanie wszystkich nowo okupowanych, jak i okupowanych w 2014 roku terenów, dlatego podczas ofensyw na północy oraz w innych kierunkach siły zbrojne Ukrainy starały się nie dopuszczać masowych zniszczeń infrastruktury i mienia.
- W trakcie tej inwazji już dochodziło do wyburzenia zapory w celu ograniczenia możliwości atakujących sił wroga. Doszło do tego na samym początku inwazji w lutym na rzece Irpień w Demydowie na północ od Kijowa. - Dokonały wybuch wtedy siły ukraińskie, ale bardziej szczegółowo omówimy ten przypadek poniżej.
- Zapora wraz z punktem sterowania od pierwszych tygodni inwazji znajdowała się w rękach Rosjan. Po południowej ofensywie Ukrainy, co odbyła się jesienią, siły ukraińskie kontrolowały tylko zachodni brzeg Dniepru, a wszystkie wiadomości o odejściu Rosjan od Nowej Kachowki dotyczyły tylko rotacji ich jednostek.
- Od pół roku siły ukraińskie szykowały się do masowej kontrofensywy po całej długości frontu, więc siły okupacyjne znajdowały się w pozycji obronnej i nie wiedziały, z której strony spodziewać się ataku.
- O zaminowaniu przez Rosjan zapory ukraiński wywiad raportował jeszcze rok temu.
- Kilka dni przed zamachem zrzut wody był ograniczony specjalnie dlatego, żeby doprowadzić poziom wody w zbiorniku do maksymalnego.
- Tuż po wybuchu rosyjskie władze jak regionalne, tak i państwowe zaczęły wymieniać mnóstwo wersji tego, co się wydarzyło, przy czym wiele tych wersji zaprzeczało siebie nawzajem.
Tych czynników jest jeszcze dużo, więc wybrałem najważniejsze według mnie, pod warunkiem, że są one ogólnodostępne dla wszystkich, więc żadna osoba z dostępem do internetu nie może powiedzieć „że nie mogłam tego wiedzieć”. Jeśli któregoś według was brakuję, to proszę dać znać.
I teraz widzimy, że duże, poważne i znane zachodnie media, które zadają standardy dziennikarstwa w świecie, potrafiły całkowicie obejść cały kontekst wydarzenia i podejść do niego jak do nagłego przypadku, który miał miejsce wbrew okolicznościom.
Czy jest to poprawne? Czy jest to chociażby profesjonalne? Nie. Standardy dziennikarskie zobowiązują do niezaangażowanego przedstawienia informacji i podania jej w najbardziej przezroczystym formacie. Natomiast w tej sytuacji widzimy, że informacja w artykułach jest podana tak, że strona, która od ponad roku dokonuje wszystkich możliwych zbrodni wojennych, ma dokładnie tak samo przedstawioną swoją opinię, jak strona broniąca się od inwazji, a samo wydarzenie jest pozbawione kontekstu. Czy jest to przezroczyste i niezaangażowane podanie informacji? Nie, nie jest. I to już nie wspominając o tym, że najsłynniejsze standardy dziennikarstwa od BBC, to standardy pokojowych czasów. Podczas wojny BBC było głównym narzędziem brytyjskiej propagandy i te standardy wznowiły się dopiero po wojnie.
I teraz podchodzimy do trzeciej, na tę chwilę ostatniej akty tej operacji. Mieszanie wersji za pomocą zagranicznej agentury Rosji oraz korzystnych idiotów dla utrudnienia znalezienia winnych i pozostawienia w szerokich mas ludzi przysmaku niejasności. Tutaj podam też tylko kilka przykładów, a wy będziecie w stanie znaleźć dużo więcej, jeśli będziecie chcieli, oczywiście. Dobę po wyburzeniu tamy, najbardziej znany prorosyjski spiskowiec Tucker Carlson, którego za przesadę wygnali z FOX, opublikował pierwszy odcinek swojego bloga na Twitterze. Czaicie to? Wygnali z FOXa za przegięcie. Odcinek ten był poświęcony wysadzeniu tamy przez siły Ukraińskie, przy czym jako argumentację temu on podał gruby worek spisków i manipulacji. Nie patrząc na to, że ten gość jest znanym spiskowcem i prorosyjskim propagandystą w Stanach, jego film strzelił na dziesiątki milionów wyświetleń i retweetów, w czym są strony ultraprawicowych ruchów, blogerów i nawet Ilona Muska. Tak, umiejętność zarządzać biznesem i sprzedawać nie zawsze wiąże się z inteligencją w innych branżach życiowych. Trudno. Nie jest to pierwszy raz, nie jest, niestety, ostatni.
W każdym razie, przez swojego agenta informacyjnego w angielskojęzycznym segmencie internetu Rosjanie aktywowali potężną bombę, odgłosy której wciąż słychać, ponieważ człowiek, który przez lata siedział w telewizji, nie może się nie znać i tak bezczelnie kłamać. Szczególnie, że jego myśli są udostępniane takimi ludźmi jak Musk. Ten to na pewno się zna, przecież statki do kosmosu wysyła. W każdym razie efekt od tego filmu był przerażający. W kilka dni na Twitterze uzyskał ponad 100 milionów wyświetleń i porodził tysiące wątków i teorii spiskowych. Bardzo udany krok. Czemu ja myślę, że jest to film na zamówienie? Chociażby dlatego, że z FOXa go wywalili ponad miesiąc temu, i jakoś za ten czas nie znalazło się innego powodu do rozpoczęcia blogu. Nic się nie działo. A tutaj nagle, po 20 godzinach od wysadzenia tamy, ładny, dobrze nagrany i profesjonalnie zmontowany film, jako pierwszy w blogu. Wspaniała zbieżność okoliczności.
No niech, odpuśćmy już tego Carlsona. Nie od wczoraj jest, jaki jest, trudno. Weźmy coś lżejsze. Na przykład, znowu New York Times. Dzień po zniesieniu tamy, na NYT publikuje się artykuł o „neonazistowskiej symbolice w siłach zbrojnych Ukrainy’. Pomijając fakt, że są powody do dyskusji odnośnie tego materiału, bo spora jego część jest wyssana z palca, data publikacji nie wygląda na przypadkową. Szczególnie, że artykuł ten w wielu kwestiach powtarza dogmaty rosyjskiej propagandy, praktycznie cytując. Druga wtopa od NYT za dwa dni? Otóż nie. Trzecia. Ponieważ na ich stronie facebookowej nie znalazło się miejsca na wiadomość o wysadzeniu zapory. Przecież największa technogenna katastrofa w świecie od czasów Fukushimy nie jest letnią sałatką, przepisem na grilla, lub sześcioma wiadomościami o księżym Harry. No, trudno.
Czy może Deutsche Welle, które zaledwie kilka dni po wszystkim publikuje film, w którym dopytują się rosyjskich żołnierzy, czy to czasem nie oni uczyniali zbrodni pod Kijowem? I wiecie co, mówią że nie, nie oni. Co robi z ludźmi propaganda.
Tych przykładów jest jeszcze sporo i mogę je dołożyć, jeśli będzie taka potrzeba, ale już nie w tym artykule, bo już jest tego dużo, a musicie doczytać do końca.
Przed zakończeniem, jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości co do autorstwa wysadzenia tamy, to dla was są dwa następne akapity. Jeśli takich wątpliwości nie macie, to możecie je pominąć i od razu przystąpić do wniosków. Bardzo polecam zapoznać się z tymi wnioskami, bo tam już nie chodzi o nas, tylko o was, i to w bardzo niespodziewanym świetle.
Zacznę od tego, że tama w Nowej Kachowce była budowana po wynalezieniu broni nuklearnej, ale przed wpisaniem zapór do listy zakazanych dla ataku obiektów podczas działań wojennych. Budowana była jeszcze za Stalina, a kończona za Chruszczowa, w momencie, kiedy trzecia światowa wydawała się kwestią czasu. Więc jeśli myślicie, że była ona budowana tak, że mogą ją zniszczyć kilka rakiet mających po 250 kg materiału wybuchowego, to wy się mylicie (tyle jest w rakiecie „Olcha”, którą Rosjanie ogłosili powodem zniszczenia, jeśli zapomnieliście). Zapora ta była budowana tak, żeby wytrzymała zewnętrzną eksplozję bomby jądrowej. Sam pomysł przerobić Dniepr w kaskad zbiorników, pomimo przeznaczenia gospodarczego, miał jeszcze sens obronny, ponieważ w razie ataku z zachodu te tamy powinny były zostać wysadzone, a ruch przeciwnika na tych terenach miał być zahamowany. I robili to w 1941 roku. Kachowskiego zbiornika wtedy nie było, był Dnieprowski, w Zaporożu, i właśnie on został zniszczony. Żeby go zniszczyć, sowieci użyli 20 ton materiałów wybuchowych, i zniszczyli tylko jedną czwartą tamy, i tylko górną część. 20 ton. Cały współczesny TIR. Nie 250 i nawet nie 1250 kilogramów. Ilość ofiar tego wybuchu nie jest wyliczona dokładnie, ale oceny w 100-120 tysięcy osób są ewidentnie zawyżone. Oczywiście, sowiecka propaganda ogłosiła, że tama została zniszczona przez Niemców, ale się pospieszyli. Niemcy próbowali ją zniszczyć w 1943, jak uciekali, ale mimo tego, że założyli w nią około 200 ton materiałów wybuchowych i dużo bomb lotniczych, nić z tego nie wyszło i tama nieznacznie ucierpiała, ale wytrzymała. Jak widzimy, do obydwóch prób zniszczenia doszło podczas obrony, a nie podczas ofensywy, co jest, w sumie, logiczne.
Ale to było dawno temu. Przecież broń z tych czasów się zmieniła, więc przejdźmy bliżej naszych czasów, do 2022 roku, do Demidowa, na tamę na rzekę Irpień (na zdjęciu niżej). Siły obrony Kijowa wysadzili ją w powietrze 26 lutego, kiedy Rosjanie coraz bardziej zbliżali się do ukraińskiej stolicy. Tama ta była wielokrotnie mniejsza niż Kachowska, ale żeby ją wysadzić, wykorzystali 1800 kg trotylu oraz sznury do UR 77, które były zakładane w środku. Nie na zewnątrz. UR 77 to radziecki system rozminowania terenu, który ma sznury masą do kilkuset kilogramów, wypełnione trotylem (wpiszcie UR 77 na YouTube, bo to długo tłumaczyć). Poddała się ona tylko z drugiej próby i nie została zniszczona w całości, a jedynie zaczęła przepuszczać wodę. Żeby ją zniszczyć, ilość materiałów miałaby być wielokrotnie wyższa. O tym, że wybuch na tamie w Kachowce był odnotowany przez sejsmologów z Norwegii, Rumunii, Stanów i innych krajów, ale mieszkańcy Nowej Kachowki go prawie nie słyszeli, nie będę długo mówił. Do wybuchu doszło w środku konstrukcji i dużo dźwięku pobrała woda. Gdyby to był atak zewnętrzny, to woda by tego nie wzięła i dźwięk od trafienia kilku rakiet o łącznej masie materiałów wybuchowych minimum 750 kilo usłyszałby każdy w obrębie 10 km. Każdy. Dźwięk miny z 120 mm moździerzy leci do 5-7 km (wiem o tym, bo moje miasto jest cały czas ostrzeliwane), co dopiero tona.
Jeśli komuś tego też za mało, to zapraszam do samodzielnego rozeznania się w sprawie, a ja pozwolę sobie przejść do wniosków.
Po co o tym wszystkim pamiętać. Przecież i tak wszystko z czasem się wyjaśni i prawda będzie dostępna. Tak, będzie. Ale jednośnie myślenie, że tej prawdy ktoś potrzebuje jest iluzją. Wiadomość we współczesnym świecie żyje dobę-dwie. Nie więcej. Chyba że jest to coś ekstra wyjątkowego, to wtedy do 3-4, ale to raczej rzadko się zdarza. W takim aktywnym i rozgrzanym temacie, jak wojna, wiadomość przebija się inną wiadomością w ciągu kilku godzin. Dzisiaj omawiamy wybuch, a jutro już się skupiamy na pomocy, pojutrze chowamy ofiar, dzień po tym zbadamy szkody. I tak - wszystko to są wyniki wybuchu, wręcz my już myślimy dalej, skupiamy się na skutkach, a nie na powodach i to przechodzi w rutynę, a rutyna, jak dobrze wiecie, jest bardzo nudna i wyświetleń nie zbiera. Prawda też potrzebuje czasu. Dzień, dwa, trzy, cztery, miesiąc albo i 9 lat jak z malezyjskim Boeingiem. Problem tylko taki, że już ta prawda nikogo nie interesuje, bo wiadomość od dawna jest w rutynie, a w świecie wydarzyło się milion nowych rzeczy.
Prawda wymaga czasu, a interes ludzi nie cierpi oczekiwania i nie potrzebuje prawdy, wręcz tylko informacji i to na już. I tutaj wchodzimy na bardzo cienki lód. Czemu? Bo cywilizowane państwa nie potrafią walczyć na tym polu. Zachodnia tradycja, wolność słowa, prawo na własne zdania i inne narzędzia rozwoju i samorealizacji stosowane w demokracjach stają się bronią w rękach autorytaryzmu i są wykorzystywane przeciwko demokracji. Korzystając z wolności słowa, można siać antyludzkie teorie spiskowe; mając prawo na wolność myśli, można pisać i mówić wszystko, co się chce, w czym kłamać, manipulować, przekręcać fakty i nikt nic nie jest w stanie zrobić. Nie ma narzędzi.
Taka sytuacja jest idealnym podłożem dla autorytarnych reżimów, które używając narzędzi demokracji, starają się ją pokonać, udowodnić jej niezdolność i ją zniszczyć, i musimy przyznać, że dobrze im idzie.
W przypadku tamy, przez pierwsze kilka dni w przestrzeni informacyjnej panował chaos i człowiek, który nie umie pracować z informacją, po wejściu do niego zrozumie tylko jedno — prawdy nie ma. I to jest cel. Prawdy nie ma, wszyscy kłamią, nie ufaj władzom, nie ufaj mediom, nam też nie ufaj, bo prawdy nie ma, jak i sensu jej szukać. Olej to. Po takim sukcesie możecie nawet nie wątpić, że organizatorzy tej akcji przeprowadzili dokładne badania, i zobaczą, co zadziałało skutecznie, co gorzej, gdzie trzeba dopracować i jaka technologia się sprawdziła najlepiej. Od czasu operacji informacyjnej w Buczy, oni już mają za sobą bardzo dobrą naukę. Po co? Żeby się nauczyć usuwać i przebijać prawdę, bo jak nie ma prawdy — można robić wszystko i nie ponosić odpowiedzialności. Bo nie ma odpowiedzialności. Odpowiedzialność bierze się z udowodnionej prawdy i oskarżenia na jej podstawie, a jak nie ma, no to nie ma.
Tym razem oni wycofali prawdę ze zdarzenia w Kachowce. Po miesiącu nie będzie prawdy w awarii na Elektrowni Atomowej w Zaporożu. Będzie milion wersji, Carlson odpali nowy filmik swojego blogu na 200 milionów wyświetleń, Musk go udostępni, w komentarzach na całym świecie będą krążyli miliony ekspertów i dziesiątki milionów argumentów, dlaczego Ukrainie się opłacało wyburzyć elektrownię. Największe portale świata napiszą, że „strony oskarżają siebie nawzajem”, a ONZ i Czerwony krzyż bardzo głęboko się zaniepokoją. Tak się będzie działo przez pierwsze parę dni, aż temat będzie gorący, prawdy nie będzie, a po tym… a po tym będzie po tym. Kiedy temat pójdzie w rutynę, już nikogo nie będzie interesowało, co się tam stało na tej elektrowni, i razem z tym, sprawcy tej awarii nie poniosą za to żadnej odpowiedzialności. Jak i teraz. Dlaczego ja myślę, że na elektrowni coś się stanie? A proszę mi powiedzieć, co by musiało powstrzymać Rosjan przed jej zniszczeniem? Może nie w całości, może trochę, a może, jak i tamę, chcieli trochę, a wyszło, jak wyszło. Na tę chwilę, oni nie przegapili żadnej możliwości, by stworzyć jakąś katastrofę, za co nie ponieśli odpowiedzialności, i wciąż, na przykład, przewodniczą w radzie bezpieczeństwa ONZ. Kto im zabroni?
Dwa miesiące po awarii w elektrowni, pod Kijowem lub koło Lwowa wybuchnie bomba atomowa, ale prawdy też nie będzie, bo to przecież pociski z uranem/brudna bomba Ukraińców/zachód przekazał broń/Ukraińcy kupili bombę lub inne brednie, które będą latać wszędzie, gdzie się da, ponieważ technologia już jest opracowana. I tak — obydwie strony będą oskarżały siebie nawzajem, media będą to pogłaśniać, politycy nie będą wyrażać żadnej twardej pozycji, bo nie pójdą wbrew ludziom, a prawda, wraz z winnymi, będzie niejasna, co najmniej, póki to kogokolwiek obchodzi. No bo nie ma prawdy, są wersje, są wątpienia, są zdania obydwóch stron, które musimy posłuchać i dopiero wtedy podejmować decyzję. Myślicie, że tak nie będzie? A czemu by miało być inaczej? Wyburzenie tamy jest największą katastrofą w Europie od wielu lat, ale to nie powód na to, żeby prawda była zapotrzebowana bardziej od informacji, a informacji może być dużo, szczególnie jeśli ktoś nauczył się nią walczyć i używać jako broni.
Powiem wam na sam koniec jeszcze jedną rzecz. Jeśli wam się wydaje, że przez brak prawdy i mechanizmów przyciągania winnych do odpowiedzialności pod zagrożeniem fizycznym jest tylko Ukraina, to niestety się mylicie. Jeśli nigdzie w świecie nie ma prawdy, to odpowiedzialności też nie ma nigdzie. I kto zabroni FSB robić zamachy terrorystyczne w Europie i świecie tak, jak robili to wcześniej w Ukrainie, Rosji lub w tej samej Europie, stosując między innymi milion razy zakazaną broń chemiczną.
Wypracowany schemat przesycenia i dewastacji przestrzeni informacyjnej pozwala robić wszystko, nie biorąc na siebie odpowiedzialności, bo prawdy nie ma. Bo stacje metra w Warszawie, na przykład, wysadził ukraiński wywiad, żeby wciągnąć Polskę do wojny, albo samochód z heksogenem wybuchnie pod rosyjską ambasadą w Berlinie z tego samego powodu, lub zniszczy się jakaś fabryka w Rosji, w zasięgu ukraińskiej broni z masowymi ofiarami. Czemu nie? Prawda w takich sytuacjach pojawi się po tygodniach, ale już wcześniej przygotowane wiadomości, filmy, artykuły i argumenty zniszczą ją i potrzebę w niej na samym początku. Jeśli informacji będzie wystarczająco dużo, żeby potrzeba ludzi w niej została zadowolona, za prawdą nikt nie będzie czekał.
Ta technologia, jeśli zostanie porządnie dopracowana (a zostanie), pozwoli jej właścicielowi robić dosłownie wszystko. Skorygować wyniki wyborów, zmienić na wygodną dla siebie interpretację któregoś wydarzenia, zjawiska czy osoby, podpalać konflikty wśród obywateli i polaryzować społeczeństwo jeszcze bardziej niż ono jest teraz. I ja nie mówię, że zaczną to robić kiedyś, kiedy się nauczą. Robią to już i robili wcześniej, ale teraz widać, że się uczą, i idzie im dużo lepiej.
Wydaje wam się, że to fantastyka i że tego nigdy nie będzie? To przypomnijcie sobie fakt, że od tragedii smoleńskiej minęło już ponad 13 lat, a prawda, wraz z odpowiedzialnością, wciąż leży pomiędzy starannie schowanych ułamków.
Dziękuje za ten artykuł.