Julia Selutina
„Kiedy powiedział mi o swojej decyzji, patrzył na mnie tak, że od razu zrozumiałam: nie mogłam nic zmienić. Już wybrał”
Julia ma 40 lat. Razem z córką mieszka w Kijowie. Po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji porzuciła swoje główne zajęcie – prowadzenie strony z przepisami kulinarnymi. Obecnie jest administratorką społeczności „Jesteśmy razem”.
„Zrozumiałam, że to właśnie mój człowiek”
Julia poznała Ołeksija, bliskiego przyjaciela swojego kuzyna, kiedy przyjechała do krewnych w Kijowie. Na początku tylko się przyjaźnili, ale zbliżali się do siebie coraz bardziej. W pewnym momencie Julia zdała sobie sprawę, że właśnie ten mężczyzna będzie ją chronił, kochał i o nią dbał.
Byli ze sobą 15 lat. Julia mówi, że to wcale nie tak długo, czas minął bardzo szybko. Para wychowywała córkę i ciężko pracowała na bezpieczne i wygodne życie rodzinne. Nie zawsze mieli możliwość, żeby po prostu być razem.
— Nadszedł czas, kiedy moglibyśmy po prostu cieszyć się sobą. Córka jest już nastolatką, prawie dorosła, i nie trzeba poświęcać jej tyle czasu, co kiedyś. Dlatego wreszcie moglibyśmy zająć się sobą.
Po śmierci Ołeksija wszystko się zmieniło. Teraz musi iść przez życie sama. Jest jednak przepełniona radością i wdzięcznością za 15 wspaniałych lat małżeństwa:
— To był najlepszy czas w moim życiu. Stabilny, przyjemny, radosny i wypełniony podróżami. Jestem wdzięczna mężowi zwłaszcza za naszą córkę, bo mam jego kopię, zarówno z charakteru, jak i z wyglądu. Mam dla kogo żyć.
„Wtedy nie bałam się jeszcze tak bardzo”
Ołeksij zgłosił się na ochotnika, ale wojskowym był też z wykształcenia, tak jak dziadek i wujek mężczyzny. Ponadto miał dyplom prawnika, a w cywilu prowadził sklep internetowy.
— Rozmowy z ludźmi były jego żywiołem, był niezwykle towarzyski i wesoły. Emanował pozytywną energią. Był taki słoneczny.
Po wybuchu wojny na pełną skalę Ołeksij natychmiast powiedział żonie, że będzie bronił ojczyzny. Do końca maja 2022 roku służył w kijowskim oddziale Sił Obrony Terytorialnej. Latem tego samego roku podpisał kontrakt i trafił na front w Bachmucie. Julia przyznaje, że na początku nie zdawała sobie sprawy z okrucieństwa wojny. Zwłaszcza z liczby ofiar, która codziennie rosła.
— Wtedy nie bałam się jeszcze tak bardzo jak teraz. Jeśli chodzi o jego wybór… W naszej rodzinie przeważnie to ja podejmowałam ważne decyzje. Ale w tamtym momencie wyboru dokonał on. Nie mogłam się mu sprzeciwić ani go zniechęcać. Patrzył tak, że od razu zrozumiałam: nie mogłam nic zmienić. Decyzja była ostateczna.
Ołeksij wysłał żonę i córkę za granicę. W tej kwestii również postawił sprawę jasno, właściwie nie było dyskusji. Najpierw przez miesiąc mieszkały w Niemczech, potem – po otrzymaniu wiz – poleciały do Anglii, a w końcu wróciły do Ukrainy.
Podczas służby w Siłach Zbrojnych Ukrainy Ołeksij często opowiadał żonie o życiu żołnierzy oraz operacjach bojowych. Na przykład że w Bachmucie najintensywniejsza była wojna powietrzna i że pozycje były stale ostrzeliwane. W lipcu 2022 roku, podczas jednego z takich ataków, Ołeksij został ranny, gdy pełnił służbę na punkcie kontrolnym. Po otrzymaniu wiadomości Julia natychmiast wyruszyła w drogę, ale nie zdążyła na czas: mąż miał poważne urazy i zmarł po trzech dniach w szpitalu.
Życie po stracie
Przetrwać to wszystko najbardziej pomogła Julii świadomość, że teraz córka ma tylko ją. Sama, już bez męża, jest odpowiedzialna za przyszłość dziewczyny. Jednak zrozumienie sytuacji nie przyszło od razu: na początku kobiecie trudno było poradzić sobie ze stratą, zamknęła się w sobie. Mówi, że pomimo wsparcia psychologicznego nie potrafiła zająć się córką, która odczuwała brak matki.
— Moje dziecko, jak się okazało, jest odporniejsze ode mnie. Nadal jest jej bardzo ciężko, jest niespokojna: nie chce iść na cmentarz, nie potrafi pogodzić się z tym, że ojca już nie ma. Ale ona jest silniejsza niż ja. Zdałam sobie z tego sprawę, kiedy sama się poddałam. Byłam tak rozkojarzona, że nie potrafiłam dać jej wsparcia, którego potrzebowała, chociaż widziałam, jak cierpi.
Po dziewięciu dniach od pogrzebu Ołeksija Julia wróciła do Anglii, gdzie wciąż przebywała jej córka. Mówi że pomogło jej to uniknąć bodźców, które w każdym miejscu domu przypominały jej o stracie. Życie na emigracji trwało jakby w zawieszeniu. Powrót do Ukrainy w październiku wywołał nową falę bólu. Wtedy do Julii ostatecznie dotarło, że Ołeksija nie ma.
— Wydaje mi się, że to właśnie dzieci utrzymują nas, kobiety, w ryzach. Te, które dzieci nie mają, są, moim zdaniem, niezwykle silnymi osobami. To wielki wysiłek w obliczu wojny przystosować się do tego, że życie toczy się dalej.
Rady dla kobiet, które straciły mężów
Julia jest jedną z administratorek społeczności „Jesteśmy razem” i mocno wspiera żony poległych wojskowych. Kiedy któraś pisze: „To koniec, nie mogę już więcej, nie mam siły” lub „Czuję, że umieram” – zawsze je pociesza, że nie wie, jak i kiedy, ale kiedyś będzie łatwiej. A gdy mówią: „To niemożliwe. Kiedy ten ból odpuści?”, od razu odpowiada: „Zrozumiecie, kiedy nadejdzie ten moment. Ale mogę z pewnością stwierdzić, że będzie łatwiej”.
— Męczyło mnie sumienie, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że zaczynam się z tym godzić, że nie boli już tak mocno. Łapałam się na myśleniu, że wstydzę się tego przed nieżyjącym mężem. A potem samą siebie uspokajałam, że nie można tak myśleć, bo zaraz znowu zaczną się trudne stany emocjonalne. W ten sposób przebiegał etap akceptacji faktu, że już go nie ma, a ja muszę żyć dalej.
Dorosłe dzieci
Julia nie spodziewa się, że wojna skończy się za rok czy dwa. Mówi, że nikt tego nie wie. Dlatego nie robi planów na „po wojnie”:
— My, Ukraińcy, nie robimy teraz planów, bo w obecnej sytuacji niczego nie możemy być pewni. Jednego dnia idziesz spać, drugiego się budzisz i to już sukces. Obudziliśmy się! I to wszystko! Oto nasze plany. Obudzić się, wypić filiżankę pysznej kawy i iść do pracy.
Julia myślała o tym, żeby zamieszkać na jakiś czas w Anglii, tam pracować i zapewnić córce dobre wykształcenie. Jednak kiedy jej o tym powiedziała, ta zapytała:
— Dlaczego tata poszedł na wojnę?
— Aby chronić ciebie, mnie, swoich rodziców.
— A czemu jeszcze?
— Aby bronić Ukrainy, bo bardzo ją kochał.
— Właśnie, mamo, on bronił Ukrainy, a ja mam wyjechać do Anglii?
Wtedy Julia zrozumiała, że nie ma więcej argumentów, a córka ma rację.
— Nasze dzieci stały się nagle bardzo dorosłe. Nie wiem, jakbym zachowywała się na ich miejscu. Ukraińska młodzież jest teraz bardzo patriotycznie nastawiona, jest wspaniała. To oczywiście wielki dramat, że ci młodzi ludzie dorastają wcześniej, niż powinni, i w takich okolicznościach, ale są niesamowici. I myślę, że to pokolenie odbuduje kraj szybciej, niż my byśmy to zrobili. Właściwie jestem tego pewna.
W dniu wywiadu Julia była u notariusza, ponieważ odziedziczyła mieszkanie po mężu. Mówi, że zrobiło się jej smutno, gdy musiała odebrać dokumenty właśnie w takich okolicznościach… Potem jednak zdała sobie sprawę z tego, że to pewien etap w życiu jej i córki, przez który przejdą razem:
— Poczułam się silniejsza. Mam swój własny kąt i teraz muszę zrobić wszystko, aby w tym mieszkaniu jak najwierniej zachować pamięć o naszej rodzinie i o tym, co i jak przeżyliśmy.
Tekst, wywiad: Julia Ivanochko
Tłumaczenie z języka ukraińskiego - Julia Ivanochko
Redakcja: Anna Michałowicz
Korekta: Alicja Straburzyńska