top of page
olga_2.jpg

„Zaakceptowałam jego decyzję. Mało tego, ja naprawdę rozumiałam, dlaczego chciał tam być”

Olha ma 46 lat, mieszka w Kijowie. Przed wybuchem wojny na pełną skalę zajmowała się projektowaniem i budową stron internetowych, pracowała w gazetach i wydawnictwach. Pięć lat temu wraz z mężem założyła hodowlę róż. Planowali otworzyć punkt sprzedaży roślin i prowadzić rodzinną firmę.

Całe życie ramię w ramię

Olha i Roman mieszkali razem przez trzynaście lat i wychowywali trójkę dzieci: synowie bliźniacy ukończyli 13 lat, a najmłodsza córka – 10. Para poznała się w 2008 roku, kiedy Olha i jej koleżanka postanowiły kupić działkę w Karpatach i zbudować tam dom dla turystów. Roman pracował wtedy w firmie, której zlecono instalację ogrzewania w pensjonacie.

 

— Wszystko wydarzyło się dość spontanicznie i nieoczekiwanie. Był ode mnie młodszy o osiem i pół roku. Ale martwiło to tylko mnie, on zupełnie się tym nie przejmował. Miał wtedy 23–24 lata, ale zachowywał się i myślał bardzo dojrzale. Zawsze było z nim ciekawie, interesowało mnie jego zdanie.

 

Olha wspomina, że Roman był bezpośredni i uczciwy. Nie lubił fałszywych ludzi ani nieszczerych relacji.

 

— W naszej rodzinie niczego nie zamiatało się pod dywan. Siadaliśmy i rozmawialiśmy o problemie. Roman potrafił słuchać i chętnie szukał rozwiązań. Nie istniały dla nas drogi jednokierunkowe: braliśmy pod uwagę interesy drugiej osoby.


Od pierwszego spotkania Olha i Roman prawie nigdy nie przebywali z dala od siebie, najwyżej kilka dni. Najdłuższą rozłąkę przeżyli właśnie po rozpoczęciu pełnowymiarowej inwazji, kiedy Roman wyjechał na front. Wtedy nie widywali się miesiącami.

„To moje góry, to ja tu jestem gospodarzem”


Roman pochodził z obwodu iwanofrankowskiego i – jak przyznaje Olha – był prawdziwym Hucułem, a więc cenił niepodległość Ukrainy. Już w 2014 roku chciał wstąpić do Sił Zbrojnych, ale Oldze udało się go zniechęcić ze względu na to, że ich córeczka miała w tamtym czasie dopiero pół roku. Już wtedy para wraz z przyjaciółmi zaczęła pomagać wojsku. Wspierali brygadę zmechanizowaną z Jaworowa, a Roman osobiście woził  pomoc na front ługański.

W grudniu 2021 roku, gdy wojna wisiała już w powietrzu, Roman wypełnił dokumenty potrzebne do przyjęcia do pułku Azow. Olha uznała, że ​​tym razem nie ma prawa powstrzymywać męża, i zaakceptowała jego decyzję. Doskonale rozumiała, jaki cała sytuacja sprawiała mu ból. Często powtarzał:

 

— To moje góry, to ja tu jestem gospodarzem i nie będzie tu żadnego Moskala.


Znajomi często się dziwili, że Roman poszedł na wojnę, skoro miał z Olhą trójkę dzieci. Z tego powodu nie zostałby wezwany do wojska, mógł się zaciągnąć wyłącznie jako ochotnik. Odpowiadał:

— Poszedłem właśnie z tego powodu, że mam trójkę dzieci. Kto ma ich bronić? Każdy musi walczyć o swoje, tylko wtedy możemy wygrać.

 

Wieczorem 24 lutego 2022 roku Roman udał się do warsztatu samochodowego, w którym pracował. Zamierzał zrobić przegląd samochodu i przygotować go do ewakuacji żony z dziećmi następnego dnia. O godzinie 21:15 otrzymał telefon z bazy Azow z prośbą o jak najszybsze stawienie się w jednostce. Ponieważ obowiązywała godzina policyjna, a nocny ruch samochodowy  był zabroniony, Roman przeszedł 17 kilometrów pieszo. Nie poczekał do następnego dnia. O wpół do pierwszej w nocy zadzwonił do żony, aby dać jej znać, że dotarł na miejsce.

 

— Kiedy mnie pytają, dlaczego go nie powstrzymałam, odpowiadam, że to było po prostu niemożliwe. Potrzebował mojego wsparcia, a nie łez i dramatyzowania. Mało tego, ja naprawdę rozumiałam, dlaczego chciał tam być.

 

Roman walczył pod Kijowem, Moszczunem i Irpieniem. W kwietniu 2022 roku mężczyzna opuścił pułk Azow i dołączył do 24. Brygady Zmechanizowanej jako strzelec pomocnik granatnika. Na początku sierpnia tego samego roku jego oddział brał udział w szturmie w obwodzie mikołajowskim. Olga nie wie, co dokładnie się stało, ale najprawdopodobniej Roman zginął podczas ostrzału artyleryjskiego. Uspokaja ją tylko jedno: towarzysze broni zabrali ze sobą ciało Romana, a więc jest pewna, kogo pochowała. To częściowo pomogło jej się pogodzić ze śmiercią ukochanego męża.

 

— Gdy teraz analizuję niektóre momenty… Szczerze mówiąc, oboje rozumieliśmy, że on stamtąd nie wróci. Pojawiło się to gdzieś w naszych rozmowach. Powtarzał: „Bardziej niż śmierci boję się okaleczenia i niewoli. W razie czego wolałbym od razu umrzeć: raz, dwa i koniec. Granat zawsze mam w kieszeni, nie poddam się, a do tego jeszcze paru ze sobą zabiorę”.

 

Miłość do życia, która pomaga iść dalej

 

Olha opowiada, że ​​po śmierci męża dość szybko pogodziła się z nową sytuacją. To, że – podobnie jak Roman – ogromnie kocha życie, pomaga jej iść dalej. Uważa, że ​​​​tylko siły wyższe znają datę zakończenia życia danej osoby na ziemi. Dlatego Olha nigdy nie myślała o samobójstwie ani o tym, że nie będzie w stanie dalej żyć bez męża.

 

— Myślę, że nawet gdyby nie było dzieci, nadal bardzo kochałabym życie. Uważam, że jest to coś, czym nie mam prawa sama rozporządzać. To, co mnie trzyma przy życiu, to powinność niesienia pamięci o nim (o Romanie – przyp. red.). On nie chciałby, żebym się poddała. Nie mogę teraz wszystkiego zostawić i powiedzieć: „Dzieci, dorastajcie sobie same, róbcie, co chcecie”. 

Olha bardzo chce doczekać zwycięstwa, choć rozumie, że nie będzie ono takie, jak sobie wyobrażamy. Marzy także o tym, aby wszystkie ukraińskie dzieci dorastały w wolnym kraju i aby czekała je dobra przyszłość – dzięki Romanowi oraz innym obrońcom, którzy oddali życie za jutro młodego pokolenia.

 

Rady dla kobiet, które straciły mężów

 

Przede wszystkim Olha radzi wyeliminować ze swojego otoczenia osoby grające na emocjach lub odbierające energię, nawet jeśli są to przyjaciele lub krewni. Uważa, że właśnie takie podejście jej pomogło. Swoim wewnętrznym światłem i swoją siłą postanowiła dzielić się tylko z tymi osobami, które zdaniem kobiety na to zasługują.

Według Olhy najważniejsze to dbać o siebie i stawiać siebie na pierwszym miejscu. W społeczeństwie ukraińskim pokutuje przekonanie, że na pierwszym miejscu powinny być dzieci. Kobieta twierdzi jednak, że w wieku 46 lat w końcu zdała sobie sprawę z tego, że jeśli ona sama zachowa równowagę i będzie zdrowa, także jej dzieci będą miały się dobrze. Olha będzie wtedy mogła naprawdę je wspierać.

— Polecam trzymać się tego, czego tylko można, znaleźć w sobie siłę, aby iść dalej. Tak, to straszne i okropnie smutne. Dobrze, że nie jestem przezroczysta, i nikt nie widzi, ile  każdego ranka kosztuje mnie zrobienie pierwszego oddechu. Nikt oprócz mnie i mojej poduszki nie wie, ile łez wylałam po nocach. Nie marnuj energii na niepotrzebnych ci ludzi. Wojna jest jak sito i odsiewa bardzo sprawnie: zostaną tylko prawdziwi (przyjaciele – przyp. red.).

„Ziemia uśmiecha się kwiatami”

Olha opowiada, że ​​po śmierci Romana myślała o porzuceniu pracy przy roślinach, ponieważ nie miała już na nią siły. Na szczęście pracownicy hodowli przypomnieli kobiecie, że ma przecież zamówienia i klientów. Już trzy dni po pogrzebie Olha zaczęła pakować i wysyłać kwiaty. Przez dwa miesiące pracowała od rana do wieczora. Siostra męża pomogła jej ze wszystkim sobie poradzić.

— Wysłaliśmy wtedy trzy tysiące róż. W powrocie do pracy pomogło mi przede wszystkim to, że Roman zawsze mnie wspierał. Pomysł był mój, ale w moich szalonych planach on zawsze stał przy mnie, czułam jego wsparcie, więc nie mogłabym tego wszystkiego tak po prostu zostawić. I jeszcze jedno: gdy Roman szedł nas bronić na początku pełnoskalowej inwazji, powtarzał mi ciągle: „Kiedy to się skończy, a ja wrócę, zasadzę całe pole czerwonych róż”.

Praca w branży kwiatowej w Ukrainie po 24 lutego 2022 roku stała się bardzo skomplikowana. Na przykład właścicielom jednej z największych ukraińskich szkółek róż cudem udało się opuścić Mariupol. Pozostali znajomi Olhy mieszkają w obwodzie chersońskim, którego część wciąż znajduje się pod okupacją. Olha środkami ze sprzedaży róż wspiera wojsko. Zauważa, że ​​wśród osób zajmujących się profesjonalną uprawą roślin wzmocniła się kultura wspierania Sił Zbrojnych przez zasilianie zbiórek dla wojskowych.

 

Trudne warunki – jak przyznaje – tylko wzmocniły wspólnotę hodowców kwiatów. Już ze sobą nie konkurują, ale niezawodnie się wspierają i zostali szczerymi przyjaciółmi. To znajomi kwiaciarze zaproponowali Oldze, aby po zwycięskim zakończeniu wojny stworzyła ogród z polem czerwonych róż na pamiątkę po mężu – to te kwiaty Roman lubił najbardziej.

— Wierzę, że ziemia uśmiecha się kwiatami. A ludzie, którzy zajmują się roślinami, są w większości właśnie tacy: szczerzy, otwarci i oferujący dużo wsparcia, uśmiechu oraz ciepła innym.

 

Kiedy rozmawiamy o przyszłości, cała uwaga Olhy skupia się na dzieciach.  Były blisko ze swoim tatą i miały z nim wiele wspólnych planów. Teraz, gdy Romana już nie ma, to Olha musi te plany z dziećmi zrealizować.

 

One na swój sposób pielęgnują pamięć o ojcu: córka śpi w koszulkach Romana, jeden z synów poprosił matkę o zachowanie skrzypiec, na których razem grali, a drugi – aby nie sprzedawała samochodu, który razem z tatą kupili i naprawiali.


Mimo wszystkiego, przez co musiała przejść, Olha emanuje siłą i radością życia.

— Nikt nie wie, ile mnie to kosztuje, ale muszę żyć dalej. Musimy żyć dalej. Mimo wszystko. Robię, co mogę, pomagam doraźnie. Mam tam znajomych chłopaków. Wiem, że potrzeby wciąż są, i udaje się nam spełnić chociaż ich część. A kiedy mam świadomość, że ktoś naprawdę potrzebował mojej pomocy, wystarczy mi to w zupełności. 

 

Dbam o to, aby mieć w sobie światło, i staram się nim dzielić z ludźmi dookoła. Tak się dzisiaj mam. Tak staram się teraz żyć. 

 

Tekst, wywiad: Julia Ivanochko

Tłumaczenie z języka ukraińskiego: Julia Ivanochko

Redakcja: Alicja Straburzyńska 

Korekta: Anna Michałowicz

bottom of page