top of page
TETIANA_2.jpg

„Powiedziałam, że przyjmę każdą jego decyzję. Szanuję go za ten wybór”

Tetiana ma 37 lat. Jest dentystką w szpitalu dziecięcym. Razem z mężem wychowywali dwoje dzieci i mieszkali w Szepietówce w obwodzie chmielnickim. Obecnie kobieta tymczasowo przebywa z dziećmi w Norwegii.

Szczęśliwy zbieg okoliczności


Tetiana poznała Witalija na chrześcijańskim portalu randkowym, jeszcze gdy studiowała na Winnickim Narodowym Uniwersytecie Medycznym. Przyjaciółka nieustannie namawiała ją do rejestracji w tym serwisie.

 

Z uśmiechem wspomina, jak wahała się, które miasto wpisać – Winnicę czy rodzinną Szepietówkę. Padło na to drugie. I to właśnie ten szczegół zaważył na jej  znajomości z Witalijem, który później wyznał, że w tamtym czasie postanowił nie spotykać się już z dziewczynami z Winnicy. Pewnie gdyby wskazała tamto miasto w profilu, przyszły mąż nie napisałby do niej.


Najpierw przez półtora miesiąca rozmawiali przez telefon, po czym umówili się na spotkanie w Kijowie, na „neutralnym terenie”. Jednak najlepszą okazją do bliższego poznania się był wyjazd na obóz dla dzieci, gdzie Tetiana i Witalij pracowali, ale mieli wystarczająco dużo czasu na długie rozmowy.

— Na koloniach byłam aktywna, często mu pomagałam. Poznał mnie wtedy z innej strony. Po tym obozie Witalij pierwszy raz powiedział, że mnie kocha i że pragnie ze mną być. Po półtora roku wzięliśmy ślub. 

 

Powołanie

 

Małżeństwo prowadziło całkiem normalne życie aż do początku pełnowymiarowej inwazji: chodzili do pracy, wychowywali dzieci, a kiedy była możliwość – jeździli na wakacje.  Jednocześnie próbowali jakoś wspierać innych, zwłaszcza najmłodszych. 

 

Witalij z zawodu był psychologiem dziecięcym i nauczycielem szkoły podstawowej. Studiował także psychologię rodziny. Bardzo lubił swoją pracę, dlatego poświęcał jej dużo czasu i wysiłku: często jeździł do domów dziecka i na kolonie. 

 

Ponadto kierował fundacją, w ramach której chciał w przyszłości prowadzić konsultacje psychologiczne oraz rehabilitację dla dzieci z trudnymi doświadczeniami. Tetiana wspomina, że gdy był już w armii, powiedział jej, że chciałby pomagać także żołnierzom, którzy wrócili z frontu. Uważał, że aby móc to robić, musi przejść przez to samo.

 

Na froncie Witalij nadal prowadził konsultacje psychologiczne. Tetiana na początku nic o tym nie wiedziała, a teraz wciąż słyszy słowa uznania dla jego pracy: „Pani mąż uratował na froncie mój związek”. Wielu byłych uczniów Witalija pisało do kobiety, że często zwracali się do jej męża o pomoc.

 

— O pracy danej osoby najlepiej świadczą efekty. Bardzo mnie to cieszy, bo  biografia mojego męża to historia  człowieka, który kochał to, co robił, i jednocześnie swoją pracą pomagał innym. Widać, że oni też to doceniali i  byli mu wdzięczni.

 

„Zdecydował tam iść”

 

Już w 2014 roku, gdy rozpoczęła się rosyjska agresja na wschodzie Ukrainy, Witalij chciał wstąpić do Sił Zbrojnych. Poza obowiązkową zasadniczą służbą wojskową nie miał żadnego doświadczenia. Udało się go przekonać do rezygnacji z wstąpienia do armii, ponieważ synek pary miał wtedy zaledwie rok. Tetiana uważa, że ​​od tamtego czasu Witalij nosił się z zamiarem obrony kraju. Dlatego gdy rozpoczęła się pełnoskalowa wojna, był gotowy. 

 

24 lutego 2022 roku rano szykował się do pracy. Był wówczas dyrektorem inkluzywnego centrum dla dzieci ze specjalnymi potrzebami. Do pracy nie dotarł, ponieważ drogi były już zamknięte. Żonie powiedział, że pójdzie po jakieś zakupy do domu. Długo się nie odzywał, aż w końcu zadzwonił i oznajmił: „Po drodze zajrzałem jeszcze do centrum rekrutacji”.

— Wszystko wtedy zrozumiałam i nic więcej mu nie powiedziałam. Może wracał do domu i akurat zobaczył długą kolejkę do którejś z komisji, co skłoniło go do zgłoszenia się. Nigdy o to nie dopytywałam. Z jakiegoś powodu  się bałam.

Najpierw Witalij służył w obronie terytorialnej Szepetówki. Jego jednostka dbała o porządek na ulicach miasta. Kiedy zagrożenie dla społeczności minęło, dowódca zapytał, kto chciałby jechać na wschód. Witalij zadzwonił do Tetiany, żeby spytać o radę. Odpowiedziała:

— Ty zdecydowałeś o wstąpieniu do obrony terytorialnej. Akceptuję każdą Twoją decyzję i szanuję Cię za to.

Walczył w Słowiańsku. Zaraz po deokupacji obwodu charkowskiego jego jednostka przemieściła się do Kupiańska. Zginął pod Bachmutem w listopadzie 2022 roku.

Rady dla kobiet, które straciły mężów

 

Tetiana mówi, że nie ma magicznego lekarstwa. Każdy doświadcza straty indywidualnie. Być może najważniejszą radą jest to, aby nie przebywać zbyt długo w samotności, ponieważ wtedy ból pożera człowieka.

 

Niektórzy znajdują pociechę w pracy. Tetianie się to nie udało. Trudno było jej pracować z dziećmi, nieustannie się uśmiechać oraz okazywać cierpliwość. Przyznaje, że zajmowanie się własnymi dziećmi też nie pomagało. Jest nieskończenie wdzięczna swojej mamie, która pomogła córce i wnukom w najtrudniejszym momencie.

— Wracałam z pracy i kładłam się do łóżka. Leżałam i odpoczywałam od rozmów w pracy. Nie miałam energii na kontakt  z własnymi dziećmi. Nie chciało mi się pytać o zadania domowe ani o to, czy coś jadły… Straszny jest nie ostry ból na początku, ale późniejszy stan depresyjny, kiedy popadasz w obojętność i nic ci się nie chce: ani jeść, ani sprzątać, ani spacerować.

W pierwszych miesiącach po śmierci męża Tetianę wspierała pastorka z jej kościoła, która zabierała kobietę na kawę lub spacer. Była po prostu obok, żeby wysłuchać, a nie udzielać rad. To pomogło. Później Tania dołączyła do społeczności „Jesteśmy razem”. Jako  bardzo aktywna członkini została jedną z administratorek.

— Słuchanie innych w jakiś sposób sprawia, że czuję się trochę lepiej. Nie zawsze wiem, jak pomóc. Czasami mam ochotę zaprosić dziewczynę na kawę i po prostu z nią pobyć, porozmawiać i pozwolić opowiedzieć swoją historię. Zrobiłam tak w moim mieście  i miło nam się rozmawiało. 

„To o tym, że właśnie żyjemy”

 

Pomimo ogromnego bólu wywołanego stratą Tetiana patrzy w  przyszłość. Na razie mieszka w Norwegii, ale po powrocie do Ukrainy chce organizować regularne kawiarniane spotkania z żonami poległych bohaterów. Uważa, że potrzebują one szczególnie kontaktu na żywo. Po prostu będzie słuchać ich historii. Nie wie, co dokładnie im powie, ale na pewno wysłucha, bo ludzie z zewnątrz nie zawsze czują się na to gotowi.

 

Marzy też o przejęciu fundacji męża, której działalność została wstrzymana. Powstała jeszcze przed wybuchem pełnoskalowej wojny, ma dobrą reputację i rozpoznawalność. Warto więc dać tej organizacji drugą szansę.


Równie mocno zależy jej na realizacji planów, które robiła z mężem. Marzyli o wejściu na Howerlę. Teraz, w Norwegii, chodzi z dziećmi po górach.

— Spełnianie małych marzeń to nasz obowiązek, dowód na to, że życie nie jest na marne. To o tym, że właśnie żyjemy.

Tekst, wywiad: Julia Ivanochko

Tłumaczenie z języka ukraińskiego: Julia Ivanochko

Redakcja: Anna Michałowicz 

Korekta: Alicja Straburzyńska

bottom of page