top of page

„Nie nazywajcie nas  wdowami. Jako żona poległego bohatera nigdy nie będę wdową”

Kateryna ma 35 lat i mieszka w Kijowie. Przez siedem lat była nauczycielką nauczania początkowego. Następnie postanowiła się przekwalifikować i została księgową w firmie budowlanej, gdzie przepracowała ostatnie cztery lata.

„Mąż nauczył mnie, czym jest miłość” 

 

Byli razem 12 lat, w tym 10 jako małżeństwo. Poznali się przez męża koleżanki Kateryny, który pracował z Wołodią. Kateryna miała wtedy przeprowadzić się do stolicy, ale po spotkaniu ukochanego zdała sobie sprawę, że nie chce już żyć bez niego. Mówi, że wcześniej nie wierzyła w miłość, jednak dzięki mężowi dowiedziała się, jak kochać i pozwolić komuś pokochać siebie.

Para bardzo chciała mieć dzieci. Wyobrażali sobie, jakby to było mieć trzy córeczki, ale Kateryna nie zachodziła w ciążę. Podjęli więc decyzję o adopcji. Początkowo mąż był temu przeciwny, ponieważ wierzył, że wszystko ułoży się samo. Jednak po wybuchu wojny 24 lutego 2022 roku, gdy tak wiele dzieci zostało osieroconych, zaczęli gromadzić dokumenty potrzebne do adopcji. Niestety, nie zdążyli. Śmierć Wołodii pokrzyżowała te plany.

 

Walka o życie

Wołodymyr nie był zawodowym żołnierzem, ale czuł, że ma patriotyczny obowiązek. Jeszcze przed pełnowymiarową inwazją Rosji na Ukrainę bronił ojczyzny w latach 2014–2015. Walczył na froncie w obwodzie donieckim i brał udział w odparciu ataku na Marjinkę, po czym wrócił do życia w cywilu. 

 

Pracował jako kierowca i mechanik. Kateryna wspomina, że był złotą rączką:

 

— Nie było rzeczy, której nie potrafiłby zrobić. A jeśli czegoś nie wiedział, włączał filmik na YouTube i po pół godzinie już wszystko było dla niego jasne.

 

Wołodymyr już pierwszego dnia pełnoskalowej inwazji zgłosił się do wojskowej komendy uzupełnień, ale nie przyjęto go od razu z uwagi na dużą liczbę ochotników. Służbę w Siłach Zbrojnych Ukrainy rozpoczął 12 marca w artylerii. Kobieta wspomina, że już wcześniej, podczas ATO, czyli Antyterrorystycznej Operacji na wschodzie Ukrainy, bardzo martwiła się o męża. Prosiła go wtedy, żeby nie wyjeżdżał. W 2022 roku groziła nawet rozwodem, jednak wiedziała, że mimo wszystko będzie na Wołodymyra czekać. On cały czas powtarzał:

 

— Tam są chłopaki, jak tu nie iść… Wstydziłbym się do końca swoich dni.


Po szkoleniu na poligonie w Czerkasach Wołodymyr trafił na front. Bardzo chciał dostać się na południe, skąd pochodził i gdzie mieszkają jego rodzice. Jednak dowództwo zarządziło inaczej i został wysłany do obwodu donieckiego – najpierw do Dobropola, następnie Siewierodoniecka i Łysyczańska. Jakiś czas później Wołodymyr dostał przepustkę i spędził ją z Kateryną w Dniprze. Kobieta ze łzami w oczach wspomina pobyt w mieście i spotkanie z mężem. Wyznaje, że to były prawdopodobnie ich najpiękniejsze trzy wspólne dni, które okazały się też ostatnimi. Mimo że działo się to w październiku 2022 roku, Kateryna wciąż nie jest w stanie oglądać zdjęć z tamtego wyjazdu.

Gdy przebywał na froncie, Wołodymyr niepokoił się o żonę i starał się dodawać jej otuchy regularnymi wiadomościami. Uspokajał z pierwszej linii frontu: „Nie martw się. Tutaj jest dość spokojnie, walki nie są zacięte, tylko czasem robi się troszkę goręcej, to trzeba powalczyć, ale nie musisz się bać”. Jeśli nie mógł pisać ani telefonować osobiście, w jego imieniu z Kateryną codziennie kontaktowała się siostra porucznika, żeby zapewnić ją, że wszystko w porządku i że żołnierze wychodzą z pozycji.

 

Pod koniec października 2022 roku Wołodymyr został ciężko ranny w głowę. Stało się to, gdy po zakończeniu prac artyleryjskich wyszedł zamaskować armatę. Kiedy Kateryna się o tym dowiedziała, natychmiast zaczęła działać. Kupiła wszystkie potrzebne rzeczy i ruszyła w drogę do Dnipra. Mężczyzna w śpiączce przebywał  na oddziale intensywnej terapii. Następnie przeniesiono go do szpitala w Kijowie, a Kateryna zrezygnowała z pracy, żeby cały czas być przy mężu. Wołodymyr walczył o życie trzy miesiące i cztery dni. Niestety, 2 lutego 2023 roku zmarł w ramionach ukochanej żony. 

 

Według Kateryny mąż tak długo się nie poddawał, ponieważ musiał to wiedzieć: gdyby nagle, przez telefon, dowiedziała się, że już go nie ma, nie zniosłaby tego. Dzięki walce o życie męża, stoczonej w szpitalu, zyskała siłę do życia dalej, już bez niego.

 

Rady dla kobiet, które straciły mężów

 

Pomoc w najtragiczniejszej chwili przyszła do Kateryny ze wspólnoty „Jesteśmy razem”. Kobieta przypadkiem zobaczyła filmik w internecie i poprosiła założycielki o dodanie jej do grupy na Facebooku. Twierdzi, że siła tej społeczności bierze się ze wspólnoty bólu jej członkiń i możliwości dzielenia się nim. Każda doświadcza słabości i może wówczas liczyć na inne kobiety. Otrzymuje od nich wsparcie, które potem oddaje, gdy czuje się wzmocniona. 

 

Kobiety mają silną potrzebę mówienia o swoim doświadczeniu i bycia wysłuchaną. Rozmowa to rodzaj terapii: pomaga w radzeniu sobie z emocjami i buduje nowe więzi. Teraz Kateryna – dzięki wsparciu kobiet, które również doświadczyły straty – zachęca inne do ubierania swoich przeżyć w słowa. 

 

— Tylko ja mogę to przeżyć i to samo dotyczy tych dziewczyn. Nikt nie zrobi tego za nas. Nikt. Robimy to też dla naszych mężów. Musimy być ich godne. Dbanie o siebie to nasza odpowiedzialność i nasze zobowiązanie wobec poległych. Tylko zdrowe i stabilne emocjonalnie możemy pielęgnować pamięć o naszych ukochanych i nieść świadectwo. Dopóki my żyjemy, oni są w naszej pamięci. 

 

Mówi się, że czas leczy rany, ale tak naprawdę żadne to uzdrawianie. Człowiek po prostu przyzwyczaja się do bólu. Z czasem poszerzają się horyzonty i zmienia się percepcja.

 

— Wcześniej tylko chodziłam na cmentarz. Pogrążona w bólu, nie byłam w stanie dostrzec nic wokół siebie, nie dopuszczałam myśli o przyszłości. Teraz mam już plan wejścia na Howerlę, malowanie obrazu, wywiady. Każdej dziewczynie, która jest w żałobie od niedawna, mówię: daj sobie czas, a teraz po prostu oddychaj, po prostu bądź tu ze mną.

 

„Kto, jeśli nie ja”

Siedem miesięcy po śmierci męża zaczynają kiełkować różne plany Kateryny. Myśli o pracy i o tym, że powinna otworzyć się na relację z innymi osobami, a nie  tylko z kobietami ze wspólnoty. Zaangażowała się w projekt, w ramach którego ona i inne uczestniczki opowiadają historie swoich związków na malowanych przez siebie obrazach. Organizuje bieg upamiętniający poległych. Rozwija przyjaźnie z członkiniami społeczności i wspólnie z nimi zaczyna realizować marzenia, snute jeszcze z mężami, jednak niespełnione w czasach pokoju.

Kateryna nie chce rezygnować z planów, które miała z Wołodią, a które bezlitośnie pokrzyżowała wojna. Zamierza zdobyć Howerlę i „zabierze” tam ze sobą ukochanego:

 

— Mam taki sam rozmiar obuwia jak Wowa. Wejdę na Howerlę w jego butach. Będę szła jego stopami. On będzie szedł ze mną. 

 

Przede wszystkim Kateryna czeka jednak na wyzwolenie całej Chersońszczyzny, bo to rodzinny region jej i męża. Ojciec kobiety i oboje rodziców Wołodymyra znajdują się na terenach okupowanych. Kateryna czeka na spotkanie z nimi, a oni pragną odwiedzić grób syna… Nie mogli przyjechać na pogrzeb. Ponadto Wołodymyr spędził w tym regionie właściwie całe życie, poza siedmioma latami w Kijowie. To ziemia męża, dlatego Kateryna chciałaby, aby został tam ślad pamięci o nim. 

— Chcę o nim mówić. Trzeba o nich wszystkich pamiętać. Nie wolno nigdy zapomnieć o cenie wolności ani o tym, że wojna pochłania ofiary. My, partnerki i żony poległych bohaterów, musimy dawać świadectwo. Nasi mężowie mówili: kto, jeśli nie ja, ma bronić ojczyzny. Teraz ja pytam, kto inny miałby nieść pamięć o nich i ich ofierze. 

Zapytana o to, jak się dzisiaj czuje, Kateryna odpowiada, że ma siłę do działania i na rozmowy. Wciąż czuje obecność męża i choć wie, że to się nie spełni, marzy, by razem z nim oglądać zwycięstwo. Nikt nie jest tego wart tak, jak Wołodymyr.

Tekst, wywiad: Julia Ivanochko

Tłumaczenie z języka ukraińskiego: Julia Ivanochko

Redakcja: Anna Michałowicz

Korekta: Alicja Straburzyńska

bottom of page