top of page

„My, żony bohaterów, jesteśmy niewygodne dla społeczeństwa. Musimy odbudować kolektywną zdolność do empatii”

oleksandra_2.jpg

Ołeksandra ma 29 lat, mieszka w Sławutyczu w obwodzie czernihowskim. Z zawodu jest pedagożką społeczną. Była zatrudniona w szkole, poza tym ma doświadczenie jako barmanka. Przed wybuchem pełnowymiarowej wojny przez trzy lata pracowała w ośrodku pomocy psychologicznej jako specjalistka ds. pomocy społecznej kombatantom i ich rodzinom.

Wojna zabija ludzi nie tylko na polu walki

 

Pełnowymiarowa wojna odebrała Ołeksandrze nie tylko męża, lecz także matkę, chorującą na raka. Kontynuacja jej leczenia stała się niemożliwa, gdy wojska rosyjskie otoczyły Czernihów, dokąd matka jeździła na zabiegi. Po zajęciu Sławutycza Ołeksandra z rodziną musiała opuścić miasto w celu zapewnienia matce leczenia oraz dostępu do niezbędnych lekarstw. Przenieśli się do Winnicy. Ołeksandra wspomina, że aby wydostać się z zajętej miejscowości, musieli przedzierać się przez las. 

 

Niestety stracili dużo czasu, a matka z opóźnieniem przyjęła jeszcze tylko dwie dawki chemioterapii i w maju 2022 roku zmarła. Po jej śmierci Ołeksandra przejęła opiekę nad swoją trzynastoletnią siostrą. Zawsze powtarza, że ma czworo dzieci: siostrę, dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa i trzymiesięcznego syna z mężem, który zginął na wojnie.

 

„Na ślub mieliśmy trzy godziny”

 

Ołeksandra poznała drugiego męża w 2021 roku w ośrodku pomocy psychologicznej, w którym pracowała przed rozpoczęciem pełnoskalowej wojny. Odpowiadała m.in. za muzeum poświęcone Wielkiej Wojnie, do którego Władysław podczas swojego urlopu przywiózł nowy eksponat. Po powrocie mężczyzny na front pozostawali w kontakcie na stopie przyjacielskiej.

 

Gdy Władysław przyjechał do Kijowa na zaplanowaną operację, zaprosił Ołeksandrę na kawę. Chętnie się zgodziła i spotkali się od razu po jego wyjściu ze szpitala. Wtedy – 2 tygodnie przed inwazją na pełną skalę – rozpoczął się ich związek i jeszcze tego wieczoru Wład oświadczył się Ołeksandrze.

 

— Kiedyś, kiedy tylko się przyjaźniliśmy, upiekłam wielkie pudło ciastek, żeby starczyło też dla chłopaków z oddziału. Wład wtedy nie spał do drugiej w nocy, podczas gdy ja piekłam, i cały czas rozmawialiśmy przez kamerkę. Później wyznał mi, że kiedy dostał te wypieki, zdecydował, że mi się oświadczy.

W czerwcu 2022 roku – po załatwieniu wszystkich formalności – pojechali do Dnipra i tam wzięli ślub. Mieli na to tylko trzy godziny. Po wszystkim Ołeksandra wróciła do dzieci, a Wład – na front. 

 

Wbrew zasadom wojny

 

Władysław służył w wojsku już od 2019 roku w samodzielnej brygadzie piechoty zmotoryzowanej. Był sierżantem w funkcji kapitana pojazdu bojowego. Przed wstąpieniem do służby  wspierał walczących na froncie jako wolontariusz.

 

Wład miał zwolnienie ze służby wojskowej z powodu urazu kręgosłupa, którego doznał w młodości. Jednak był uparty, chodził na badania lekarskie i w końcu uzyskał zgodę komisariatu wojskowego na wstąpienie do armii. Gdy dowiedziała się o tym jego matka, próbowała odwieść go od tej decyzji. Powtarzała, jak bardzo go z ojcem kochają. Odpowiedział na to słowami, które matka później powtórzyła Ołeksandrze. Utkwiły jej w pamięci:

 

— A te chłopaki tam to nie są tacy jak ja? Mają dwa życia? Nikt ich nie kocha? Dlaczego oni mają tam umierać, kiedy ja będę tu siedział?

Ołeksandra wspomina, że mąż ​​był człowiekiem z dużym poczuciem sprawiedliwości. Dla niego na wojnie nie było podziału na kobiety i mężczyzn, tam wszystkich uważał przede wszystkim za żołnierzy. Powtarzał, że jeśli ktoś wstępuje do armii, to właśnie po to, żeby walczyć. A jeśli oczekuje szczególnego traktowania, lepiej żeby w ogóle nie przychodził.


W sierpniu 2022 roku Wład dostał z domu dobrą wiadomość: Ołeksandra była w ciąży. Ucieszył się, bo pragnął potomstwa, kogoś, kto po nim zostanie. Następnego dnia kontakt się urwał.

Po trzech dniach bez żadnych wieści od męża Ołeksandra odebrała wieczorem telefon ze szpitala w Dniprze – jej mąż trafił tam ciężko ranny. Podczas ostrzału artyleryjskiego wróg wycelował w okop, a Władysław razem z innymi rzucił się na ratunek rannym. Przed odjazdem zauważył, że bagażnik, w którym leżeli poszkodowani, był otwarty. Kiedy podszedł, żeby go zamknąć, w pobliżu wybuchł pocisk. Wład postąpił wbrew surowym zasadom czasów wojny, według których każdy żywy musi zadbać przede wszystkim o swoje bezpieczeństwo. Uratował trzech rannych kosztem własnego życia.

 

Gdy mąż był w szpitalu, Ołeksandrze udało się z nim zamienić kilka słów. Ponieważ znajdował się pod wpływem bardzo silnych leków, były to krótkie, piętnastominutowe rozmowy. Mężczyzna szybko się męczył i przez większość czasu pozostawał nieświadomy. Zmarł po dwóch tygodniach. W ostatnich słowach – prosił o przekazanie ich Ołeksandrze – wyznał, że jest spokojny, bo ma dużą rodzinę i bardzo ich wszystkich kocha. 

 

To już nie było życie, ale egzystencja

Początkowo Ołeksandra myślała, że tego nie zniesie. Właściwie nadal nie jest pewna, czy już sobie poradziła ze stratą. Opowiada, że przez pierwsze cztery miesiące funkcjonowała wyłącznie w rytm budzika:

— Wiedziałam, że muszę wstać, uszykować dzieci do szkoły, przygotować im jedzenie, sprawdzić lekcje. I ta sama sekwencja następnego dnia. Żyłam jak pies Pawłowa, według dzwonka. Dopiero po pewnym czasie zaczęłam znowu dostrzegać kolory i w ogóle otoczenie. Ale na początku nie odróżniałam dnia od nocy, zupełnie nic. Był tylko czas i moje zanurzenie w nim.

Pewnego razu Ołeksandra napisała komentarz kondolencyjny pod postem jednej z członkiń społeczności „Jesteśmy razem”. Wkrótce dostała do niej zaproszenie.

— Przyjęłam je i dzięki niesamowitemu wsparciu wspólnoty zaczęłam jakoś funkcjonować. To właśnie kobiety w podobnej sytuacji, które już do pewnego stopnia oswoiły ból, pokazały mi, że moje uczucia i reakcje są normalne. Każda przechodzi lub przeszła to samo. 

Ołeksandra nie korzystała z pomocy psychologa. Ze względu na swoje wykształcenie i pracę zna wiele strategii radzenia sobie ze stratą. Pomogła jej także koleżanka psycholożka, która ma podobne doświadczenie. Wyjaśniła, jakie są etapy żałoby i ich kolejność.

 

W pewnym momencie Ołeksandra zaczęła dzielić się swoimi przeżyciami na portalach społecznościowych. Dzięki temu poczuła się trochę lepiej. Ostrzega jednak, że w internecie nie brakuje dezaprobaty i pretensji ze strony społeczeństwa. Raz  otwarcie skrytykowano jej wiersz: jakiś znajomy poprosił w komentarzu, żeby w końcu napisała coś pozytywnego, bo smutku i tak jest dość. Mimo wszystko Ołeksandra skupia się na życzliwych reakcjach oraz na tym, że może dodawać innym otuchy. Na swój sposób wspieranie innych ratuje ją samą. 

Rady dla kobiet, które straciły mężów

 

Ołeksandra uważa, że w podobnych sytuacjach nie ma dobrych rad, bo słowa nie pomagają. Czasem lepszy jest mocny uścisk i przypomnienie, aby oddychać.

 

Kobieta mówi, że w takim momencie dzieci nie utrzymują w ryzach, bo zapomina się, że w ogóle są. Poczucie rzeczywistości jest zaburzone. Dopiero po pewnym czasie wraca świadomość, że dziećmi trzeba się zająć, a w dodatku, że teraz to już tylko ty jesteś za nie odpowiedzialna.

 

Radzi, aby nie słuchać osób, które nie rozumieją, przez co się przechodzi – nawet jeśli twierdzą inaczej i mają dobre intencje. Dla każdego strata drugiego człowieka jest sprawą osobistą. W zależności od tego, kim dla Ciebie był, przeżywasz to inaczej... Na przykład śmierć matki była dla Ołeksandry ciosem, ale przyjęła to z pewną ulgą. Widziała jej cierpienie, jak ledwo mogła mówić i bardzo schudła. Kiedy umarła, Ołeksandra trzymała się myśli, że matka uwolniła się od nieznośnego bólu. 

 

W przypadku męża było znacznie trudniej. Przecież czekała ją wspaniała przyszłość z Władem. Mieli się zawsze wspierać i długo żyć. Snuła tyle planów.

 

— Nie lekceważę żadnej straty. Każdy ból jest inny, zależy od relacji, jaka łączyła Cię z daną osobą. Ale naturalny porządek jest taki, że rodzice muszą pozwolić usamodzielnić się dzieciom, to przecież też jest rodzaj straty. Jako dorośli żegnamy rodziców, którzy przeżyli już swoje życie. Ale kiedy umiera osoba, z którą szło się ramię w ramię, to jest to zupełnie inne doświadczenie.

 

Jej główna rada sprowadza się do tego, żeby przeżywać stratę w zgodzie ze  swoimi emocjami:

 

— Jeśli chcesz płakać – płacz, chcesz się śmiać – śmiej się, chcesz ubierać się na czarno – niech będzie czerń, chcesz ubierać się na różowo lub w coś jasnego – też w porządku. Trzeba słuchać swojego serca… a nie ludzi, których rady sprawiają, że czujesz się wręcz gorzej.

Ołeksandra uważa, że ukraińskie społeczeństwo musi nauczyć się empatii i okazywania współczucia. Pokutuje przekonanie, że każdy ma swoje problemy i niech rozwiązuje je sam, a nie obciąża innych.

 

— My, żony poległych bohaterów, jesteśmy niewygodne dla społeczeństwa. Trzeba w ludziach odbudować współczucie i zrozumienie wobec takich jak my. Jesteśmy i muszą nas dostrzec.

 

„Dziękuję, że we mnie wierzyłeś”

Prawie rok od śmierci męża Ołeksandra zaczyna robić jakieś plany. Przede wszystkim skupia się na dzieciach. Mówi, że kiedy dorośnie najmłodsze, chce kontynuować wolontariat, ponieważ odnalazła w tym sens życia. Chciałaby również otworzyć kawiarnię na cześć męża, aby zbierać środki na żołnierzy i pomagać tym, którzy są na froncie. Wojna wciąż się toczy, a obrona musi wytrwać.

— Będę o nim pamiętała, będę o nim mówiła, dopóki moje serce bije, bo mój mąż jest bohaterem. Wszyscy polegli są bohaterami, ponieważ oddali życie w naszej obronie.

Władowi bardzo podobały się wiersze Ołeksandry. W chwilach rozpaczy, kiedy nie wierzyła w siebie, mąż powtarzał:

— Zawsze będę w Ciebie wierzył, nawet jeżeli nikt inny nie będzie. Dla mnie to, co robisz jest ważne. Zobaczysz, kiedy ukaże się Twój zbiór wierszy, powiesz „Dziękuję, że we mnie wierzyłeś”. 

Ołeksandra chce właśnie tak zatytułować swój tomik.

Zapytana o to, jak się dzisiaj czuje, odpowiada, że jest już trochę lepiej. W życiu nadal są szczęśliwe chwile. Z czułością patrzy na dziecko w swoich ramionach. Jej stan wreszcie się unormował, choć nie wierzyła, że kiedyś jeszcze tak się stanie.

— Znów się uśmiecham, a na wspomnienie dobrych czy zabawnych chwil z mężem, nie wybucham płaczem. Wiem, że chciałby, abym się uśmiechała.

Tekst, wywiad: Julia Ivanochko

Tłumaczenie z języka ukraińskiego: Julia Ivanochko

Redakcja: Anna Michałowicz

Korekta: Alicja Straburzyńska

bottom of page